poniedziałek, 9 czerwca 2014

Grodziski Półmaraton "Słowaka"

Kolejny krok do zdobycia Korony Pólmaratonów Polskich za mną. Zaliczony półmaraton w Grodzisku Wielkoposkim był wspaniały i pełen przygód.

Historia


Wiele razy zastanawiałam się, dlaczego półmaraton nazywa się "Słowaka"? Nie typowa nazwa, jak na miasto położone w Wielkopolsce. Podczas pobytu w miescie powstał pewien pomysł, który okazał się strzałem w 10-kę.
Okazało się bowiem, że pomysłodawca Półmaratonu (nauczyciel WF w liceum), chciał uczcić 80 rocznicę nadania imienia Juliusza Słowackiego Liceum w Gorzowie Wilkoposlkim i zorganizował Półmaraton "Słowaka". Było to w 2007 roku.(czyt. więcej). Oryginalna nazwa, mnie osobiście się spodobała.
Cieszę się, że są jeszcze nauczyciele pasjonaci, którym udaje się zorganizować fajną imprezę, w tym roku na prawie 2500 osób!


Impreza

 

Wypad zorganizowałyśmy z koleżankami we trójkę. Nie obyło się bez przygód, bo ciągle nam się myliły miasta (Gorzów i Grodzisk Wielkopolski). 
Przyjechałyśmy do Grodziska późnym wieczorem w sobotę. Okazało się, że oprócz Półmaratonu, została też zorganizowana Grodziska Noc Gwiazd, więc miasto całą noc balowało.
Organizacja była świetna. Odbiór pakietów bez kolejek, łatwo było wszędzie trawić (wszędzie było blisko :) ). Trasa od rana zamknięta i świetnie oznaczona. Całe miasto oczekiwało na wydarzenie biegowe.
Dość późno zdecydowałyśmy się pójść po pakiety. Ja już się wierciłam od 5-tej rano, ale współtowarzyszki spały jak zabite. Zdrzemnęłam się jeszcze na chwilę, ale o siódmej zdecydowanie musiałam już wstać.
Na śniadanie zwlekłyśmy się na 8:30. Skromny, aczkolwiek pożywny bufet oferował nam śniadanie kontynentalne. Zdecydowałam się na lekkostrawne naleśniki z dżemem. I banana.
Wyszłyśmy po pakiety o 9-tej. Już było gorąco! Przeszłyśmy się do liceum i z powrotem, by zostawić dokumenty. Później zmierzyłam trasę robiąc rozgrzewkę i wyszło mi zaledwie 1 km w jedną stronę. 
Trzy "Gracje" przed startem

A gdy wróciłyśmy byłam cała zgrzana i mokra,a jeszcze nawet rozgrewki nie zrobiłam.
Start był dopiero o 11-tej. To chyba jedyna wada tego Półmaratonu. W pakiecie otrzymaliśmy koszulkę (bez rękawów) i ciasteczko zbożowe. Sumie w temacie, gdyż odbywały się też Mistrzostwa Polski w Półmaratonie Pracowników Branży Paszowo-Zbożowej
W zeszłym roku o tej porzę brałam udział w Pólmaratonie Jurajskim (podobna pogoda była). Ponieważ jestem z tych osób, które nie cierepią nosić czapki na głowie podczas biegania (jest mi zagorąco), za na mową kolegi kupiłam w tedy opaskę, która nieco mi pomogła. Tym razem też nie miałąm nic na głowę, więc zakupiłam daszek. i była to bardzo dopra decyzja, gdyż w końcu ani pot, ani woda, którą się notorycznie oblewałam nie spływała mi do oczu podczas biegu!
Każda z nas miała inną taktykę na ten bieg. Ja chciałam jak najszybciej skończyć mordęgę (bo to, że łatwo nie będzie to ja wiedziałam) i zmieścić się w 2 godzinach. Jedna z koleżanek chciała przebiec spokojnie, a druga chciała się poopalać.

Bieg

 

Na start przeszliśmy z liceum prowadzeni przez orkiestrę dętą, którzy przedtem zrobili pokaz umiejętności. Start był ze Starego Rynku w pełnym słońcu. Stanęłyśmy w okolicach balonika 1:45 i na szczęcie było to już w cieniu, który dał nam chwilową ulgę. Odliczenie do star, start i .. maszerujemy spokojnie do linii startu ok 100.
Pierwsze 5 km mnie umknęło bardzo szybko zakładanym tempem (5:00-5:05). Biegliśmy obok Parku Miejskiego, gdzie poprzedniego dnia były koncerty. Potem przez osiedle domków jednorodzinnych, gdzie całe rodziny stały dopingowały (na prawdę!!) i wystawiali własną wodę, miski oraz spryskiwacze, by biegaczom było przyjemniej. Do dopingu używali przeróżnych przedmiotów. Widziałam grupkę młodych bębniących chyba na metalowych koszach na śmieci.
Po nawrotce na 4,5 km aż do 8 km była najgorsza część trasy wiodąca przy polach zboża. Patelnia totalna. Właśnie tutaj dopadło mnie zniechęcenie, mimo, że był basen z wodą, gdzie można było wziąć gąbkę by się ochłodzić. Jeszcze pociągnęłam 1 km, niestety zagotowałam się tak, że poddałam się. Stwierdziłam w pewnym momencie, że może poczekam na koleżanki i razem pobiegniemy? Jedna z nich wystartowała z założeniem, że będzie się na trasie opalać. Żadnej napinki, byle zaliczyć. Przed nawrotką widziałam drugą koleżankę, że jest ok. 300 m za mną, więc zwolniłam i czekam. 
Minął mnie balonik 1:50, a ja czekam dalej człapiąc tempem 6:30. Wbiegłam już z powrotem do miasta, gdzie budynki dają ciut ochłonąć sporadycznie, gdyż w południe raczej cienia nie uświadczysz. Z bloków całe rodziny powyłaziły kibicować. Duży i mali stojąc w cieniu klaskali i gwizdali. 
Mija 8 km i mija mnie balonik na 1:55, koleżanki nadal nie widać. Człapię daję, ale fizjologia daje o siebie znać. Szukam więc toi-toi i wyczekuję go z niecierpliwością.  Mijam 9 km i sznurek młodzieży przy liceum Słowackiego. Potem chłodny i przyjemny prysznic ustawiony przez organizatorów. Dzięki mieszkańcom ten nie był jedyny. Po drodze jeszcze grupa tańczących zumbę dziewczyn dopingowała nas entuzjastycznie. Mijam rondko na 10 km, wita mnie bardzo taneczna muzyka w wykonaniu 10-15 latków. Zaraz wbiegnę z powrotem na  Stary Rynek i zostanie mi już tylko jedno kółko i przyjemność przeżywania atrakcji po drodze jeszcze raz. Patrzę na zegarek - nie jest tragicznie. 56 minut na 10 km - w sumie może być.
WODAAA!
to już okolice 16 km
10 km - w bieg na Stary Rynek
Znów Park Miejski - 11 km. Biorę banana, moczę gąbkę i lecę do toalety, która stoi nie opodal. Gdy wychodzę nadal nie ma koleżanki. Myślę, że pewnie już mnie minęła i się rozminęłyśmy. 
Człapię dalej w tempie 6:40 a nawet wolniej, bo teraz to już na zmianę biegnę i idę. Balonik na 2:00 za chwile mnie mija.
Kolejne kilometry to jakaś mordęga. Biorę kęs banana, ale mi wcale nie wchodzi, więc prawie w całości go wyrzucam. Dopiero w okolicach 13-14 km dobiega mnie starszy pan i jakoś razem biegniemy tempem 6:00 przez kolejne 3 km. Chyba banan mi jednak trochę pomógł, ale tempo 6:00  było maksimum na co mnie było stać. Pan mnie minął, bo ja musiałam na chwilę stanąć, znów się zagotowałam.
Koleżanki nadal nie ma, a ja już od 13 km na każdym możliwym przystanku biorę wodę, prysznic  i moczę gąbkę. Ostatni raz stanęłam na 20 km. O finiszu jakimkolwiek mowy nie było. Nogi jak kołki. Wbiegłam jednak na metę przeszczęśliwa, że udało mi się ukończyć, po ,owszem były momenty, gdy myślałam, że zrezygnuję. A czas przestał być ważny. Gdy tak się stało (w okolicach 7 km), biegło się ciężko, ale za to przeżywałam każdą chwilę jak najlepiej się dało i starałam się udzielać i rozglądać jak najwięcej.
Kibice byli wspaniali, ciągle było słychać ciche komentarze z boku, że jaki to wielki wyczyn biegać półmaraton w taki upał.

 

Na mecie 

 

Wzięłam wodę izotonik i wyszłam ze strefy mety. Ledwo się odwracam a tu moja koleżanka! Dobiegła tuż za mną i wcale mnie nie zauważyła!
Zdyszane usiadłyśmy pod parasolami. Wypiłam mnóstwo wody, aż do bólu, a i tak nadal chciało mi się pić. Tak siedziałyśmy z 10 minut, aż przysiedli się do nas Kenijczycy. Najlepszy na mecie miał czas 1:06:32. Zapytany jak mu się biegło, powiedział, że było dla niego za gorąco! Trochę mnie pocieszył, aczkolwiek jego kolega przyszedł ubrany w dresie.
Przed biegiem jeszcze myślałam, że zbiorę się jakoś i szybko pójdę ochłonąć pod prysznic w hotelu. Jednak nie mogłam się zmusić. I tak siedziałyśmy z pól godziny z koleżanką popijając powoli wodę. 
Poszłyśmy po placek rabarbarowy i herbatę, którą zafundował nam organizator. Zdążyłyśmy przysiąść z powtotem, gdy wtem druga koleżanka dobiegła! Cała we skowronkach, zadowolona i absolutnie nie zmęczona. Trajkotała i zjadła kilka placków. Podejście na opalanie się jednak opłacało.
Chwila rozciągania i powrót do hotelu pod prysznic.
Po Pólmaratonie

 

Wnioski

 

W zeszłym roku o tej porze biegałam Jurajski Półmaraton w podobnych warunkach pogodowych. W tedy byłam przekonana, że pokonały mnie przewyższenia. Dzisiaj już wiem, że to nie górki mnie pokonały, a upał.
Przygotowując się do startów, oprócz profilu trasy ważne jest przygotowanie organizmu na warunki pogodowe. Tego mi zabrakło. Większość nas startujących nie miało szans się przygotować na taki upał, gdyż był to pierwszy tak upalny weekend w tym roku. Owszem, były już ciepłe dni wcześniej, ale ostatnie ochłodzenie spowodowało, że zabrakło przygotowania organizmu do upałów.

PS: Wpis uzupełnię zdjęciami jak już się znajdą na fotomaraton.pl.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz