Wreszcie nadszedł Dzień Dziecka! Długo oczekiwany przez moją córkę. Pierwsze co powiedziała po przebudzeniu: "Mamo! Dzisiaj jest Dzień Dziecka!".
Na prezenty musiała jednak poczekać. Dzień zaczęłam od biegania o 6-tej rano, bo w planach mieliśmy zaprosić babcię męża na śniadanie. Taka spontaniczna decyzja podjęta została w sobotę wieczorem, a godzinę ustalono na ósmą rano. Tak więc, żeby wybiegać te swoje 10 km i zdążyć upiec placuszki (no po to dzień dziecka) to potrzebowałam odpowiednio wcześniej wstać.
Na prezenty musiała jednak poczekać. Dzień zaczęłam od biegania o 6-tej rano, bo w planach mieliśmy zaprosić babcię męża na śniadanie. Taka spontaniczna decyzja podjęta została w sobotę wieczorem, a godzinę ustalono na ósmą rano. Tak więc, żeby wybiegać te swoje 10 km i zdążyć upiec placuszki (no po to dzień dziecka) to potrzebowałam odpowiednio wcześniej wstać.
Wybiegłam na żeśkie powietrze w słońcu. Było cudnie, cicho i przyjemnie. Wzięłam ze sobą słuchawki, ale w lesie je zsunęłam, bo wolałam posłuchać ćwierkające ptaszki. Spotkałam też dziczyznę w osobie wiewiórki. Wróciłam do domu po 7-mej, obudziłam męża i zrobiłam rozciąganie.
Ustaliliśmy, że z naszym prezentem poczekamy, aż wróci z babcią. W końcu zebrał się mąż po babcię, a ledwo zamknął drzwi za sobą, słyszę "Mamo! Dzisiaj jest Dzień Dziecka!". (Nie mogła 15 minut wcześniej wstać ??).
Trudno, trzeba jakoś sobie radę dać. Dziecko do naszego łóżka z bajką, a ja do kuchni smażyć pyszne placuszki bananowo-orzechowo-orkiszowe. Udało mi się wszystko przygotować. Może dlatego, że smażyłam na 3 patelniach na raz. Jeszcze dowiedziałam się, że Ania dokładnie wie co od babci dostani, bo babcia ją wypytywała! Teściowa wspomniała też, że któregoś dnia Ania zastanawiała się głośno: "Ciekawa jestem co z listy dostanę na Dzień Dziecka", a listę robiła z swoją babcią. A miało to być dziecko bezinteresowne!
Przyszła babcia, to i prezenty były! I tak jej się lalka od nas i koniki od babci spodobały, że oczywiście nie chciała już jeść placków. W końcu poczuła głód i ładnie zjadła, po czym pomknęła znów się bawić.
Jej dziadkowie (moi teście) przygotowali jeszcze jedną wielką niespodziankę dla niej. Do końca nie wiedziała co i nawet się nie domyśliła! Przygotowałam co trzeba i pojechaliśmy. W samochodzie były śpiewy, zagadki i pytania "Kiedy będziemy?", aż w końcu Ania zasnęła. Oczywiście przy ZOO wielki korek jak co tydzień, a w Dzień Dziecka jeszcze bardziej. Ale my nie do ZOO.
Dojechaliśmy ze śpiąca Anią. Jakieś było jej zdziwienie i zachwyt gdy zobaczyła to:
Zdjęcia ze strony Stadniny Koni Ławra | ||
---|---|---|
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
I pierwsze pytanie jak dowiedziała się, że będzie konno jeździć: "Czy mogę na białym koniu?". Traf chciał, że instruktor prowadził zajęcia na białym koniu, Pytce.
Zdjęcia z komórki=jakość słaba | |
---|---|
![]() |
![]() |


Dzień był udany, a Ania zadowolona. I to najważniejsze.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz