wtorek, 22 lipca 2014

Myśli biegowe

W niedzielę osiągnęłam dno lenistwa. Nic mi się nie chciało. Ani ćwiczyć, ani jeść (szczęście w nieszczęściu).

Jakoś zmusiłam się wczoraj do biegania, aczkolwiek było to bardzo trudne. Bieganie ma to do siebie, że się podczas dłuższych wybiegań nie uniknie się myślenia. To jest fajne. Porządkuje to umysł i natłok pomysłów i myśli. Można spokojnie dogadać się ze sobą.
Podczas biegania zawsze postanawiam, że będę ćwiczyć, będę trzymać dietę i schudnę. Niestety po bieganiu postanowienia rozlatują się tak szybko jak przyleciały. Pracuję jednak nad tym by tak nie było.
W wyniku wczorajszych przemyśleń doszłam do wniosku, że na moje lenistwo niedzielne złożyła się jedna zasadnicza sprawa. A mianowicie wyjazd córki nad morze z teściami na całe 2 tygodnie! Kolejne, bo córki w domu nie ma już 3 tygodnie. Gdyby nie przymusowy odbiór od moich rodziców i kilka dni na Węgrzech i w domu, to bym ją ponad miesiąc nie widziała.
Jak to jest? Po przecież brak latorośla w domu powoduje, że ma się więcej czasu dla siebie i powinno działać mobilizująca. A tymczasem na mnie działa odwrotnie? Gdy byłam na Węgrzech kilka dni nie miałam problemów by wyjść pobiegać, mimo, że Ania była obok i praktycznie wisiała na mnie (z tęsknoty rzecz jasna). Gdy tylko wyjechała, cała energia i chęć do biegania zniknęła. Przecież nie biegam dla niej, tylko dla siebie! Zagadka.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz