Już po. Jak zawsze z niedosytem. Źle nie było, ale...
Zawsze jakieś ale się znajdzie. Nie ma idealnego biegu.
Odbiór Pakietów
W piątek pojechałam po odbiór pakietów. Dla siebie i dla dwóch koleżanek. Pierwszy raz mi się zdarzyło, a biegam już jakiś czas, aby mnie prosili o dowód przy odbiorze pakietu. Mocno się zdziwiłam, ale cóż, taki Regulamin. Jak dla mnie to jest trochę na wyrost, bo przecież wolentariusz ani prawa nie ma sprawdzać dane osobowe, ani żadna z tego weryfikacja, gdyż dane z pakietu nijak się mogą mieć do danych z dowodu. Imię, Nazwisko i data urodzenia to nie wszystko. W zasadzie tłumaczyli się, że potrzebny jest dokument ze zdjęciem. A czemu to zdjęcie miało by służyć? Po co to zdjęcie potrzebne? Z danych pakietu nie widać jak wyglądasz.
Nie udało mi się odebrać jednego pakietu. Nieubłagany był koleś, koniecznie chciał tego dokumentu ze zdjęciem.
Przeszłam się po wystawie. Niestety zbyt dużo czasu nie miałam, a i odwagi mi zabrakło by podejść do dietetyków-trenerów z Adidasa.
Pasta Party
Udało się umówić z Agusią na Pasta Party. Wkręciłam się trochę. A najlepsze jest to, że dziewczyna, dzięki której mam rekord życiowy 1:47:54 w Tarczynie, jest koleżanką Agusi. Tak więc na Pasta Party znałam już 2 osoby. Dodam, że M. jest mocno zakręconą (pozytywnie) osobą i wszyscy ją znają. No prawie wszyscy.
Czas na pasta party jakoś szybko zleciał, pewnie dlatego, że towarzystwo miłe. M. o 21-ej przywołała nas do porządku i kazała wracać do domu, bo przecież według nowego czasu to już 22'a i się nie wyśpimy. Sama nie biegła, tylko kibicowała.
![]() |
Agusia (w środku ) i ja (po prawej) |
Rozgrzewka
Spałam spokojnie i wstałam bez
problemów. Śniadanie, pakowanie i w metrze już o 8:00 wsiadałam do
wagonu. Ze znajomymi umówiłam się o 8:05. Nikt się nie spóźnił.
Elegancko dojechaliśmy SKM'a na Stadion Narodowy. Przy wejściu bez
problemu odnalazła mnie Zosia, której odebrałam pakiet. Zestresowana
była bardzo. Poleciała od razu do szatni. Debutanci tak mają. Pamiętam jak ja byłam zestresowana, gdy biegłam półmaraton po raz pierwszy. Z Agusią spotkałyśmy się
trochę później, a we trójkę się nie udało.
Rano było dość chłodno, ale słoneczko optymistycznie nastawiało nas na bieg i się nie rozczarowaliśmy. Jak się rozebrałam od razu do startu myślałam, że przesadziłam i zmarznę. Ale zimno tylko na parkingu w szatniach było. Jak się wyszło na błonia Stadionu, to promienie słońca miło grzały.
Trochę truchtu i rozciągania i jakoś nam te półgodzinki szybko zleciało. Ostatnie pitstopy i na start, gdzie już każdy stanął w swojej strefie. Stanęłam między dwoma pismejkerami na 1:45. Nie miałam zamiaru robić takiego czasu, po prostu nie lubię zaczynać na końcu, a moje założenia właśnie kierowały mnie na koniec mojej strefy i części startu.
Strategię miałam prostą: biec równo, ale pierwszy kilometr spokojnie, na 10 km woda, na 12 km czekoladka (lub nie), 15 km woda ew. banan.
Bieg
Przez linię startu przebiegłam po 5 minutach od startu elity. Pierwszy kilometr zaczęliśmy wolno. Nawet za wolno. Biegłam równo z balonikiem 1:45, który biegł... tempem 5:20!!! Nawet zastanawiałam się czy na pewno dobry balonik ma. Po 1,5 km przyspieszył i nagle biegł już 4:20/km. Wiem tylko z relacji kolegi, który chciał łamać właśnie ten czas, nie zaryzykowałam. Przyspieszyłam jednak na swoje tempo.
![]() |
Krakowskie Przedmieście |
Nie ma co dużo mówić, sam bieg mało pasjonujący jest. Było tłumnie, słonecznie, ciasno i przyjemnie. Zespoły muzyczne grały super po drodze. Kibice, jak to kibice polscy, stali i czekali na swoich (czyli mało kibicowali, chyba, że ktoś im przypomniał, że warto też nie swoim kibicować). Ciekawostką był bieg przez tunel. Bardzo zresztą przydatny. Cały kilometr w cieniu przy taki słońcu to prawdziwa ulga. Biegacze dali upust swojej radości i pohukiwali i krzyczeli robiąc niebotyczny hałas. A tam na samym środku stał chór i próbował śpiewać, co było słychać dopiero podbiegając całkiem blisko.
![]() |
ok. 10 km |
![]() |
Wbieg do tunelu |
Na Czerniakowskiej pełne słońce tłum i zwężenia (urok biegania w mieście w budowie). Biegło mi się rewelacyjnie, nie czułam zmęczenia, więc czekoladki nie zjadłam na 12 km. Na 13-14 km kolejny wodopój, udało mi się wodę wziąć i znalazłam faceta z workiem na śmieci stojącego blisko, więc grzecznie wyrzuciłam kubek do śmietnika. A o bananie nie było co marzyć! Zresztą nie czułam potrzeby.
Za każdym razem jak piję boję się, że nie będę mogła wrócić do swojego tempa. Wczoraj tak nie było. Szybko wracałam na trasę. Przyjemny był bieg przez Łazienki, trochę chciałam nadrobić przed Agrykolą (podbiegiem). Jak zawsze podbieg mi nie wyszedł. Po podbiegu nogi trochę sztywne, ale o dziwo tempo znów złapałam dość szybko. Teraz zostało mi już tylko 4 km.
![]() |
Ślimak - 19 km |
Końcówka wydawała mi się najsłabsza. Nogi mnie już bolały, biegłam już tylko siłą. Po ślimaku stał mąż z córką na rowerze. Chcieli mnie zdopingować i Anusia zaczęła mnie podciągać na rowerze. Niestety nie mogłam jej dogonić.
![]() |
Moi wierni kibice |
Ostatkiem sił pokonałam ostatnie 700 m, które były świetnie odliczane co 100 m. Wydawało mi się, że nogi są z ołowiu i ledwo je podnoszę. Ciężki finisz i już po. Wreszcie.
Patrząc na czas, lekkie rozczarowanie. Analizując bieg z Garmina - nie było tak źle, ale te 10 sekund...
Wyniki
Data | Bieg | OPEN | Kobiety | Kat. wiek | netto | brutto | Numer startowy |
2014-03-30 | Półmaraton Warszawski | 4099/11149 | 250/2385 | 141/1096 | 1:50:09 | 1:55:01 | 5059 |
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz