Nie nie biegnę maratonu. Nadal nie jest to moim marzeniem. Za to biegnę na 10 km. i jak już oficjalnie wiadomo - bardziej popularny niż maraton.
Nie o tym chciałam pisać.
Pakiety
Trochę pogubiłam się przy rejestracji na bieg. Zapisałam się jeszcze w styczniu i miałam zapisać także mojego Mężusia. Wydawało mi się, że zapisałam, aż do niedzieli. Widniał on bowiem na liście startowej (imię, nazwisko, rocznik) już z nadanym numerem.
Optymistką byłam aż do niedzieli, kiedy to dostałam SMS'a z informacją, że od środy mogę odebrać pakiet, a mąż nie dostał. W poniedziałek gorączkowo zaczęłam szukać potwierdzenia, że go rejestrowałam. Niestety ani mail, ani przelew nie został odnaleziony.
Z dusza na sercu, bo rejestracja on-line nie była już możliwa, mąż pojechał wczoraj odebrać pakiety.
Tutaj uwaga dla organizatora. Samo imię, nazwisko i rok urodzenia nie jest wystarczającym dowodem na to, że osoba odbierająca pakiet jest tą osobą! Już nie mówiąc o ubogiej informacji z listy startowej! Bo gdybym wcześniej wiedziała, że on to nie on, to bym poprawiła swój błąd.
Gdyby Mężuś chciał odebrać ten pakiet, odebrał by go komuś! Nawet o dowód wpłaty nie poprosili, a jeszcze proponowali, że dane zmienią!
Jednak to by było nie fair. Ja bym się z tym czuła źle i mąż też. Dobrym rozwiązaniem na tę sytuacje było to co organizator PW zrobił: wydrukowanie indywidualnie Karty Startowej i podpisanie się przez "właściciela" rejestracji.
Na szczęście można było się jeszcze zapisać na miejscu, co też uczynił Mąż.
Przed biegiem
Tyle razy już startowałam! Ostatni start miałam 2 tygodnie temu. Jednak stresik i nerwy ( czy oby pozytywne?) zawsze są. Niestety, u mnie powoduje to nieopanowany apetyt i nadrabianie niewybieganych kilometrów przedstartowcyh między lodówką a kanapą. Z jednej strony wiem, że jeśli chcę osiągnąć dobry wynik to nie powinnam, z drugiej brak energii też może spowodować, że tego wyniku nie osiągnę. Stresik (a może ekscytacja) u mnie zawsze ujawnia się 3-5 dni przed startem. Dwa dni przed już jest spokój: będzie co będzie! Nic już nie zmienię.
Skąd te nerwy? Otóż biorą się one z nadziei. Z nadziei, że pobiegnę świetnie, zgodnie z założeniami. Że sama się zaskoczę wynikiem, że będzie mnie niosło, pójdzie mnie jak po maśle i w ogóle będzie wspaniale.
To nadzieja mnie przerasta. Bo wiem, że tak nie będzie. Będzie ciężko, bo gdyby było łatwo, oznaczało by, że nie daję z siebie wszystkiego. A startuję właśnie dlatego by pokazać na co mnie stać. Nie dlatego by przebiec, ani dlatego by rywalizować i wygrywać. Tylko po to by samej sobie pokazać ile mogę osiągnąć mimo swoich ** lat!
Owszem zawsze porównuję wyniki z innymi. Na tle rówieśniczek amatorów wypadam średnio. I dobrze. Ale ta średnia jest moja, wywalczona, wypocona i wytrenowana. I jeśli pomyślę, że w liceum 10 km robiłam w 50 minut (czyli tak jak teraz a nawet ciut gorzej), to mogę się czuć nadal 18-tką. I oto w tym chodzi.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz