niedziela, 27 stycznia 2013

Światełka

Wybraliśmy się wczoraj wieczorem na Światełka na Stare Miasto! W końcu, bo wybieraliśmy się jeszcze przed świętami, ale jakoś nam się nie układało. Wiadomo, najpierw święta, potem choroba, bal, imieniny i zleciało nam się aż do wczoraj.

Pięknie udekorowane Stare Miasto miało tylko jedną wadę... Pogodę! Było bardzo zimno i zmarzliśmy na wskroś. Było warto, mimo mrozu!

Nasza dzielna córka przeszła się na piechotkę od stacji metra Ratusz-Arsenał aż na Miodową! Dla niej to kawał drogi, bo z natury (jest leniwa) woli się wieść na sankach lub w wózku niż zaswać na nóżkach. A tu proszę! Potrafi? Potrafi. I nawet nie narekała.

Na Miodowej natrafiliśmy na ruchomą szopkę. Ania była zachwycona! I jeszcze jej piosenkę-kolendę nadawali!



Potem prześliśmy się po światełkach od Zamku, aż do Nowego Świata.
 
 
 
 
 
 
 
 
 










W końcu wsiedliśmy w autobus i pojechaliśmy do teściów na faworki. Były pyszne! Myśle, że nie trzeba mówić, że jak wróciliśmy do domu to wszystcy pasliśmy w głęboki sen!

sobota, 26 stycznia 2013

Las Kabaski w sobotę

Jeżli sobota - to LasKabacki. Jak zawsze. Zimą ma swój urok, ale tylko, gdy ten śnieg nie zamenia się w lodowisko.

środa, 23 stycznia 2013

Po Ursynowie

Bieganie wieczorem po Ursynowie zawsze niesie ze sobą satysfakcję. Patrząc na ludzi przechadzających się po ulicach i spoglądających ukradkiem, spodziewem i z zazdrością na biegaczy przemykających obok nich. Cóż... trzeba wziąć czterylitery w troki i  samemu się wybrać.

Zima w mieście i śnieg leżący na ścieżkach niestety nie wspomaga wykonania szybkiego tempa, ale każdy kilometr liczy się przed Półmaratonem.


poniedziałek, 21 stycznia 2013

Karnawał czyli Weekendowe szaleństwo

uff, dobrze, że już po.
Mój kochany mąż w piątek jeszcze posprzątał mieszkanie! Potem poszliśmy na bal doktorantów i mimo iż  nie planowałam, ani alkoholu ani zabawy do białego rana, to jedno i drugie było! I było super! Jadłam ładnie - z umiarem. I tańczyliśmy bardzo dużo!



Tak jak obiecałam pokazuję moją nową fryzurę. Jestem bardzo z niej zadowolona, choć zdjęcia nie oddają jaki super kolor mi fryzjerka zrobiła. Niestety kształt nie jest jeszcze docelowy, ale to wina poprzedniej fryzjerki, ta próbowała naprawić krzywiznę, którą tamta zrobiła...

Przepraszam za jakość,robione telefonem

Najzabawniejsze było to, że moja kochana córka obudziła mnie o 6 rano po 2 godzinach spania, a ja wstała z taką werwą jakbym spała przynajmniej 10 godzin. Niestety werwy mi do wieczora nie starczyło a biegać już nie poszłam, za to zmusiłam się w niedzielę aczkolwiek bardzo nie chętnie.
W sobotę obskoczyłam z córką przedszkole, potem do domu na obiad i odpocząć chwilę i jazda na imprezę urodzinową. Mój mąż dogorywał całą sobotę i do szkoły nie poszedł hehehe. No tak to jest jak ktoś nie ma umiaru w alkoholu. Choć nie mogę powiedzieć, znam go od 8 lat i pierwszy raz wypił tyle!
Śniegu było tyle (i nie odśnieżone) więc na imprezę wzięłam córkę na sanki. A moja córka mówi tak: "Ooo mama! Jesteś silna jak tata!" jak ją wciągnęłam pod górkę.
Mama Piotrusia (solenizanta) była strasznie przejęta i cały scenariusz opracowała na te urodziny! Zabawy były integracyjne, czyli dzieciaczki z rodzicami wspólnie się bawyłi. Później mąż żałował, że z nami nie poszedł. A ja, że przecież w zaproszeniu było, że zabawa z rodzicami.. Wyszło na to, że z całego towarzystwa tylko ja przeczytałam zaproszenie. Rodzice innych dzieci też nie czytali.
Myślałam, że mam siłę jeszcze iść wieczorkiem pobiegać. Pogoda mnie zachęcał, padał śliczny śnieg i w ogóle malowniczo było. Jak wróciłam z córką do doku (mąż trochę lepiej się poczuł, więc pozmywał i ogarnął mieszkanie) i umyłam córkę zaległam na łóżku i nie byłam wstanie się ruszyć. Może i lepiej? Tak na kacu, po 2 godzinach spania i w taki śnieg tylko bym nogę skręciła?

W niedzielę rano nie wiedziałam co będzie. Chciałam bardzo iść pobiegać, ale mąż na 9-tą na uczelnię aż do 17-tej.  A ja miałam jeszcze obiad imieninowy przygotować. Trochę zrezygnowana byłam, ale uratował mnie teściu, który zadzwonił rano i powiedział, że chce iść na sanki z Anią! Juhuuu! Pomyślałam - Akurat pobiegam, a potem już Ania niech siedzi i ogląda baję, akurat zdążę wszystko zrobić. Więc mąż zabrał ją do teścia a ja zrobiłam tort i czmych na bieganie.A w lesie śnieg jak piasek, więc ciężko się biegało. Było dużo osób na biegówka.. Ale oni raczej spacerowali. Bo jak tu mówić o bieganiu na biegówka, jak ja na kacu w tempie 6:15 wyprzedzałam z lekkością!
Trochę żałuje, że nie zrobiłam więcej km, ale nie wiedziałam czy dam radę. Wolałam nie ryzykować (ostatnio strasznie rozsądna jestem, aż sama sobie się dziwię).
Wróciłam do domu, umyłam się zrobiłam pranie, zupę, przygotowałam sałatkę na obiad i ziemniaczki i ... czekam na teścia. A tu cisza. Więc dzwonię, a on, że Ania nie chciała iść z nim na sanki więc siedzą w domu. To pytam się czy mam ją odebrać, a on że nie niech siedzi, może później wyjdą. No ok jak dla mnie może być.. Poszłam w końcu po Anie około 14:30 i wreszcie mama namówiła się na sanki z dziadkiem. Of korse nie chciałam potem wracać wcale do domu, ale ja już musiałam iść, bo kurczaka miałam wstawić do piekarnika. Imprezka imieninowa bardzo udana.Córka uraczyła nas występami. Wszystkie choreografie nauczone w przedszkolu zostały przedstawione (do piosenek Asereje, Waka Waka, Nosa nosa) z uwagą, że tylko ona tańczy a my mamy tylko patrzeć. I tak mi mięła niedziela.
A teraz siedzę w pracy i też mam rozwalony dzień, bo kolejny raz imieniny przeżywam, tym razem z kolegami z pracy. No ale cóż. Tylko raz do roku mam imieniny i pozwalam sobie na takie ekscesy. Jeszcze ze znajomymi mam wyjście w czwartek. Nie ma to jak świętować

niedziela, 20 stycznia 2013

Pogrypowe rozbieganie

Niestety grypa znów mnie rozłożyła. Biegania od tygodnia nie było, ale w końcu się udało.

poniedziałek, 14 stycznia 2013

Zawody pływackie

W sobotę odbyła się kolejna edycja GP Ursynowa w pływaniu. Mój ambitny mąż, po roku niepowodzeń w bieganiu, zdecydował przerzucić się na pływanie. Okazyjnie na razie, bo z tym niepowodzeniem to przesadza. Dla niego brak poprawy w wynikach to niepowodzenie. A ja uważam, że tak nie jest. Pewnie, że każdy chciałaby mieć ciągłe postępy, ale tak się nie da.



Wracając do pływania, pojechaliśmy na basen na Hirszfelda o 1,5 godziny za wcześnie. Ania była bardzo cierpliwa... przez 45 minut. Potem jej się znudziło czekanie i wariowała (bawiła się) w ten oto wyszukany sposób:

I oczywiście prawie minął ją start tatusia. Mama nagrała, więc nic straconego!

Mężuś, oczywiście wbrew sobie, bo złowróżył ostatnie miejsce, koniec końców zajął w swojej kategorii wiekowej w stylu dowolnym miejsce 3. Tym samym zdobiły swoje pierwsze punktu w GP Ursynowa! Teraz czeka nas kolejna edycja w lutym! Jest co poprawiać, ale wierzę, że jak będzie trenować parę sekund jeszcze się poprawi i wskoczy na miejsce drugie bez trudu.

Przygotowania na bal doktorantów

Wybieramy się w piątek na bal doktorantów. Oczywiście jako kobieta, to muszę wybrać się do fryzjera!

O takiej fryzurze marzę, ale wiem, że się nie uda. Mam za krótkie włosy, bo poprzednio nie mogłam się dogadać z fryzjerką.


Ewentualnie wchodzi w grę jeszcze to:

Ciekawa jestem czy teraz się dogadam. Na wszelki wypadek wgrałam zdjęcia na telefon.

Urodzeni biegacze?

Ostatnio dużo się mówi (za sprawą pewnej książki) o naturalnym bieganiu. Chodzi o bieganie prawie boso. Mam na ten temat trochę inne zdanie, którym oczywiście się podzielę. 

Zaznaczam, oczywiście, że nie jestem ekspertem i jest to moje subiektywne zdanie. Nie jestem zwolenniczka naturalnego biegania, choć owszem lubię w lecie po trawce na bosaka biegać. Jakieś to miłe dla stóp (ale tez nie pamiętam kiedy ostatnio to robiłam) lub po plaży na bosaka - też rewelacja. Lecz uważam także, że nasze stopy wychowywane na cywilizacji nie nadają się do tego ... Wbrew opiniom, że książka "Urodzeni biegacze" MacDougalla propaguje naturalne bieganie, ja uważam, że tak nie jest. Książka mówi tylko o tym, że dla Tarahumara taki sposób jest naturalny, wszystko inne jest nadinterpretacją. Sam MacDougall musiał nauczyć swoje stopy (ćwiczenia wzmacniające śródstopie itp.) i poprawić technikę, żeby sprostać zadaniu naturalnego biegania. Jeśli ktoś nie ma problemu z bieganiem w normalnych butach, to nie powinien iść za modą. 

Co innego jak ktoś ma problemy np. z piętą. Uważam jednak, że bardziej trzeba się uczyć techniki biegu i włożyć pracę w poprawienie sylwetki w biegu (które nota bene cywilizacja - tj siedzenie przy biurku - zniszczyła) niż brnąć mimo wszystko do biegania boso. Dla "cywilizowanych" ludzi jest to nienaturalne, bo człowiek od maleńkości uczy stopy chodzenia i ruchu w butach. Stopy nauczyły się "współpracować" z butami tak aby nie zrobić sobie krzywdy przy chodzeniu czy innym ruchu. Z książki dla mnie wynika tylko jedno - że dla człowieka (i dla jego stopy) jest naturalne to do czego został dostosowany od maleńkości. Jeżeli od maleńkości używasz butów, to nie łódź się, że dasz radę biegać bez i to bezboleśnie. Inną sprawą jest, że cywilizacja ucząc nas chodzić w butach, psuje naszą motorykę i prawidłową postawę. 

Może przemawia przeze mnie szczęście, że nigdy nie doświadczyłam jeszcze w swojej karierze biegowej, a biegam już 8 lat, żadnych problemów z nogami. 
Ooo przepraszam. Skłamałam. Miałam problemy z kolanami - zaczynały mnie boleć w produktach minimalistycznych firmy Nike. I po ciąży z nadwagą w butach źle dopasowanych Adidasa. Ale szybko mi mijało, bo wystarczyło zakupić odpowiednie buty amortyzujące.

niedziela, 13 stycznia 2013

Malownicze wybieganie

Rano wyszłam na długie wybieganie.Cudne wydoki! Właśnie wschodziło słońce, które miało kolor pomarańczowy. W lesie wszęcdzie śnieg, temperatura idealana na bieganie. Właśnie tak rozpoczęłam niedzielę.

sobota, 12 stycznia 2013

Interwały po Ursynowie

Z konieczności musiałam wykonać trenign interwałowy biegając po ulicach. Niestety przez przedłużające się zawody na basenie (startował w nich mój mąż i zajął 3 miejsce w stylku dowolny w swojej kategorii wiekowej) nie wyrobiłam się przed zmierzchiem do lasu na bieganie.

środa, 9 stycznia 2013

Mój stan umysłowy

nie pozwala mi na trzymanie diety. Nie wiem już sama jak się mobilizować!

Czy ja jestem zadowolona ze swojej sylwetki?
Nie do końca. Jest co poprawiać. Przykładowo taki zwisający nadmiar brzuszny powstały w wyniku urodzenia mojego dziecka. Dziecko ma już 4 lata. I od czterech lat zwis jest i ani myśli się wynieść z mojego ciała.

Dobra, to dlaczego mi się udało te 10 kg zrzucić tak szybko (nie całe 3 miesięce)? Jaki był powód że wtedy mogłam a teraz nie mogę?
Wiem jaki był impuls na rozpoczęcie diety. Otóż zobaczyłam siebie na nagraniu wideo. Jaki to był dla mnie szok widząc siebie taką pulchną, ledwo kołysającą się między chudą babcią mężą a teściową! (Notabene nagranie było z moich imienin połączonych z dniem dziadka i babci 2 lata temu, kiedy to nasza córka wszystkim po kolei "kazała" przestawienie robić i w kółkograniaste grać).

A teraz? Teraz to widzę siebie wychudzoną. Głównie twarz i ręce, bo ja jak chudnę, to od razu widać po twarzy. I na twarzy jest ok, ale co z resztą? Co z tym zwisem?

I co z tego, że biegam? Co z tego, że chodzę na siłownię? I co z tego, że podjęłam wyzwanie Agusi i wykonuję Insanity? Czy to coś da?
Widzę, że nie. Od 1,5 roku waga mi się wacha między 69 kg (tuż przed @) i 67 (tuż po @). I tak w koło macieju. Ile bym nie zjadła i ile bym nie ćwiczyła.

A marzy mi się 58 kg! Ba, bardzo.
Powiem więcej - nie pamiętam żebym kiedykolwiek tyle warzyła! otóż pierwsze moje wspomnienie wagowe jest z 8 klasy podstawowe. Było to 62 kg. I wcale gruba nie byłam!
A dlaczego 58? Bo to jest idealna waga dla długostystansowców z moim zwrostem. Mam w planie maraton, oczywicie, ze mam, jak każdy zapalony biegac. Może nie w tym roku, ale w ciągu 2-3 lat na pewno. Tyle tylko, że chciałabym jak najmniej obciąży swoje serce wagą. Może to irracjonalne uzależniać start w martonie od swojeje wagi, ale jestem z tych, co muszą mieć wszystko zaplanowane i przygotowane na 200%. Życie nigdy mi nic nie ułatwiło, jeśli byłam przygotowana na 90% to zawsze trafiłam na te 10% co nie wiedziałam.

wtorek, 8 stycznia 2013

Pierwsze kilometry w Nowym Roku

Nie spodziewałam się, że zaczniemy nowy rok tak ostro! Trenerka zarządziła Kilometrówki, a że zegarek nie nastawiony był na taka opcję musiałam rejestrować swój bieg jako 3 oddzielne treningi....

Insanity

Koleżanka namówiła mnie na Insanity Workout 60 dni.
Okazało się, że 63 dni a nie 60, ale to nic (jak mawia moja córka).
W każdym razie jak tylko poczułam się na siłach po grypie rozpoczęłam Insanity Workout z Shaunem -T.
Tak jak nazwa wskazuje - to jest jakiś obłęd!