Chwalą się, że Warszawa bije rekordy wypożyczeń. A ja się zastanawiam, na ile te statystyki są prawdziwe, a nie naciągane.
Od dawna nosiłam się z zamiarem by zamiast jeździć metrem postawić na rower, chociaż na kilka minut. Świetną alternatywą w Warszawie jest właśnie Veturilo. Nie są to rowery nadzwyczajnie. Są to zwykłe rowery klasy średnie, lub nawet gorsze. Nadające się jednak do jazdy po mieście idealnie. I chyba taka była idea instalowania Warszawskiego Roweru Publicznego. Wiadomo, że jak coś jest publiczne, to od razu znajdą się tacy, co będą chcieli przywłaszczyć lub zniszczyć (dla fanu!?), nie tylko rowery ale też bazy. Jak na razie jednak funkcjonuje przyzwoicie.
Od powrotu po majówce jakoś mi wychodzi rowerowy plan. Uparłam się strasznie! Moje postanowienie jest takie, by rano do pracy przejechać ile się da i tak samo z powrotem z pracy.
I tak wedle postanowienia w
poniedziałek byłam na rowerze z córcią. Pojechałyśmy z przedszkola do
teściowej. Miałam nie fart (a może szczęście) bo stacja Veturilo na
Stokłosach u teściów była przepełniona, więc musiałyśmy pojechać na
Ursynów. Powrót od teściów do domu też na rowerze.
Wczoraj nie
wyrobiłam się rano, za to po wizycie u lekarza przesiadłam się na rower i
przypedałowałam kolejne kilometry. Trochę przy okazji pobłądziłam, bo nie
wiem jak rowerem przejechać z Rzymowskiego na K.E.N, ale z czasem i to
ogarnę.
Udało mi się dzisiaj
rano wyjść 15 minut wcześniej do pracy. Niestety jakieś fatum nade mną wisi, bo
wypożyczenie dzisiaj roweru było możliwe tylko dzięki mojej
determinacji. Straciłam sporo czasu. Pierwszy rower, który chciałam
wypożyczyć okazał się nie do jeżdżenie, gdyż błotniki metalowe ocierały
się o ramę i w sumie nie dało się jechać. Drugi miał zepsute pedały.
Trzeciego nie dało się wyjąć z bazy, a czwarty miał dziurawy koszyk.
Pojechałam jednak z dziurawym koszykiem. Zajęło mnie to zaledwie 10
minut, więc może następnym razem pokuszę się o dołożenie jeszcze jednej
stacji metra.
Fajnie było jechać o poranku, gdy tylko służby komunalne chodzą po mieście. Parę rowerzystów też się znalazło. Było chłodno, słonecznie i przyjemnie. Nie ma to jak wiatr we włosach o poranku.
Przez to zamieszanie z rowerami koniec końców spóźniłam się do pracy. Mam nadzieję (a raczej postanowienie), że wejdzie mi w nawyk wcześniejsze wychodzenie z domu by przejechać się rowerem, chociaż parę chwil.
Wracając do naciągania statystyk - ciekawa jestem, czy moje dzisiejsze wypożyczenie roweru liczy się jako jedno, czy jako cztery? Bo jeśli to drugie, to im bardziej rowery nie nadające się do jazdy, tym lepiej się w tych statystykach wypada. Mam jednak nadzieję, że tak nie jest i że statystyki pokazują poprawne wypożyczenia.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz