piątek, 31 maja 2013

piątek, 24 maja 2013

EKUZ

Zwracam honor, nawet w Polsce jest łatwo wyrobić :) Tyko trzeba wyczekać swoją kolejkę. Poszłam. O 11 godzinie 30 osób przede mną (skąd Ci ludzie się biorą??) , ale 4 okienka i migiem już stoję przed mało sympatycznym panem w okienku. Oddaję wniosek wypełniony nota-bene ze strony NFZ elektronicznie i wydrukowany. Pa prosił tylko o dowód do wglądu i wydrukował mi i mojej córce karty.

Ja zadowolona odchodzę od okna i przeglądam karty. Patrzę, a tu nazwisko: JUNGBAUER. WTF? I lecę szybko do okienka dopóki jeszcze następny nie doszedł i mówię panu, że karta ma złe dane, bo to nazwisko to moje panieńskie. Patrzy na mnie jak cielę, jakby nie rozumiał co do niego się mów (pewnie nie standardowa procedura, to mózg się zawiesił). Ale wdrukował drugą już poprawnie.

Podsumowując: miło nie było (pan był jakiś gburowaty), szybko też nie do końca. Samo wydrukowanie zajęło mało czasu, ale do urzędu jak na pocztę - trzeba swoje odstać.

Wybieganie

Przemyślenia o poranku

Wyszłam biegać z rana. Oj jak mi się nie chciało! Jakoś się zmusiłam, ale szczerze dziś wolałabym zostać w łóżeczku.
Są takie dni w codzienności biegacza, kiedy się nie chce, kiedy ciągle czuje się zmęczona a na dodatek nie mogę sobie znaleźć miejsca pozabiegowego.
Dobija mnie też sam system, Polski system, który powoli osiąga swój cel. Celem systemu jest zmęczenie materiału, żeby młodym, zdolnym, z wyobraźnią i z pomysłem po prostu się nie chciało. Powoli zaczyna mi się nie chcieć:
  1. zmieniać Polski,
  2. wtrącać się w sprawy Polskie,
  3. dyskutować o sprawach Polskich,
  4. interesować się sytuacją (polityka, społeczeństwo itp.) w Polsce,
  5. żyć w Polsce.
Mam dość biurokracji, nie kompetencji, braku rozumu i zacietrzewienia zarówno administracji jak i całej polityki krajowej. Na razie zafascynowałam się lokalną polityką, bo tutaj widać, że ludziom zależy. Ostatnio zaangażowałam się społecznie w 2 sprawy:
  • Owołanie H.G.W.
  • Protest przeciwko zabieraniu mi Karty Miejskiej.
Za to odmówiłam wsparcia dla inicjatywy "Ratujmy Maluchy". I już się tłumaczę: nie jestem przeciwna temu, by 6-latki szły do szkoły, tylko temu, żeby moje dziecko w wieku 5 lat (rocznik 2008 z listopada) miało chodzić do pierwszej klasy z dzieckiem 8-letnim (2007 rok styczeń). Niech te dzieciak przynajmniej skończą te sześć lat zanim pójdą do szkoły! 
A co do postulatu, żeby przywrócić 8 klas podstawowych + 4 licealne... po prostu nie wierzę w jego realizację ze względu na to, że cała Europa wprowadza taki system.

Biurokracja w Polsce jest absolutna i totalna. Jestem za tworzeniem dokumentacji, ale grafomania współczesna i nadmiar standaryzacji i procedur niczemu nie służy.To chyba Polska specjalność, że tworzy się "unikalną regułę/procedurę", a potem tysiące wyjątków. To gdzie jest niby ta unikalność?

Przykładowo takie wyrobienie EKUZ. Moi rodzice żyją na Węgrzech. Wyrobienie Europejskiej Karty Zdrowia zajęło im... 10 minut. Pofatygowałam się do urzędu wczoraj. O 15:15 było przede mną... 50 osób. I na dodatek nie mam pojęcia, czy wyrobię kartę, bo nie wiem czy dobrze przygotowałam dokumenty. Strona ( http://www.nfz-warszawa.pl/index/ekuz/turystyka/dokumenty), na której są informacje o tym co jest potrzebne do wyrobienia EKUZ, po pierwsze jest trudna do znalezienia, a po drugie to jest napisana tak, że nic nie wiem nadal. Może ja jestem jakaś mało inteligentna?

Świat też nie jest lepszym miejscem do życia. Może jestem naiwna, ale wszechobecność brutalności, przemocy i nachalność seksualna dobija mnie. Żygać mi się chce na myśl o tym, że "muszę być seksowna" a w ogóle to ja "muszę lubić seks" i "muszę ją uprawiać 3 razy na dobę", bo inaczej jestem dziwna. I aby wątpliwości nie było, mąż mnie do niczego nie zmusza, a ja seks lubię i lubię ładnie się ubrać. Nie lubię przymusu bycia perfekcyjną we wszystkim. Tak się nie da. Nikt perfekcyjny nie jest. Zwłaszcza ciągle.
Rano przebiegałam wzdłuż Al. KEN na Ursynowie, gdzie była reklama filmu "Hipnotyzer" na podstawie książki. I wtedy mnie dopadła cała podłość umysłu ludzkiego. Skąd to się bierze? Rozumiem, że ludzie mają wyobraźnię, ale dlaczego taką brutalną i pełną przemocy? Czy ludzie naprawdę są tacy okropni? Czy ja jestem jakaś dziwna, że mnie to ani grzeje ani chłodzi.


czwartek, 23 maja 2013

O Determinacjo! Gdzie się podziałaś!

O! Determinacjo! Gdzie się schowałaś?
Determinacja w zachowaniu diety, bo jeśli chodzi o treningi do do siebie pretensji mieć nie mogę, gdzieś polazła ok. rok temu. I tak się schowała, że od tej pory się strasznie męczę. Z dietą i ze swoją wagą.Dlatego też, mimo nakazu dietetyczki z V nie ważyłam się. Kolejne ważenie dopiero przed zawodami, czyli 1 czerwca. I nie ma bata, żebym wcześniej wlazła!

środa, 22 maja 2013

Kilometrówki

Zmierzone na 2 razy, bo nie wiedziałam na jakiej przerwie mamy biegać i interwały oddzielnie ustawiałam.

niedziela, 19 maja 2013

Długie wybieganie

Miało być 20 km. Wydawało mi się, że ścieżki Lasu Kabackiego i dystanse mm w małym palcu. Niestety przeliczyłam się. Przeszkodziło mi bagno, które spotkałam na 11 km i musiałam zawrócić. Tak oto wyszło tylko 18,5 km.

sobota, 18 maja 2013

Pięćsetki

W wyniku różnych zawirowań, musiałam biegać je sama. Nie jest do dobre dla motywacji i tempa. Widać to zresztą na poniższym obrazku (pierwsza pięćsetka w tempie 5:30!!! ZGROZA!). Komary spokoju też nie dawały i żałuję trochę, że dałam się namówić na bieganie po lesie. Trzeba było wybrać jednak miasto.

piątek, 17 maja 2013

Wschód słońca

Nie ma to jak zapomnieć kluczy w domu!
Miałam iść w czwartek wieczorem na wybieganie, Już wszystko zaplanowane, umówione i ustalone. Namówiłam nawet Anusię, że nie idziemy na plac zabaw tylko szybciutko do domu, bym zdążyła zrobić obiad itp.
No i pocałowałam klamkę.
I cały wieczór u teściów. Mąż wrócił dopiero o 20:30. To nie jest dobry moment na wybieganie dla mnie, więc silne postanowienie - jutro z rana.
I dało się! Widziałam piękny wschód słońca i  z radością dawno już nieodczuwaną pobiegłam 12 km.

poniedziałek, 13 maja 2013

Miły czas

Raz na jakiś czas zdarza się, że wszystko jest poukładane i wychodzi tak jak zostało zaplanowane. Jest to jednak rzadka sytuacja.

 W ostatni wikend mąż mój był na uczelni, więc cały dom był na mojej głowię. Trzeba było ogarnąć:
  1. Córkę,
  2. Przedszkole węgierskie,
  3. Bieganie,
  4. Gotowanie,
  5. Sprzątanie,
  6. Zmianę szafy zimowej na letnią.
A wszystko to  samej. Teść też zajęty był więc zdałam się na własną pomysłowość. I udało się.
Otóż w sobotę z rana, jak tylko mąż zostawił lokum, wzięłam się za sprzątanie. Wytarłam kurze, umyłam okna, posprzątałam łazienkę, poukładałam rzeczy na miejsce, wytarłam wielkie lustro i poodkurzałam podłogi. Nie zdążyłam tylko pozmywać je.
Ubrałam córkę i przygotowałam dla nas lunch. Po czym wyszłyśmy do przedszkola. Nawet o czasie udało nam się wyjść, tylko zapomniałam, że metro nie działa. To znaczy działa, ale tylko do stacji Politechnika, a stamtąd tramwajem trzeba było jechać. Byłyśmy pierwsze w Instytucie. Mało było dzieciaczków, za to było bardzo przyjemnie i użytecznie.
Potem pojechaliśmy do mojej babci (i mamy). Mama na szczęście zrobiła nam obiad , apotem jeszcze na lody zaprosiła.
Zadzwoniła do mnie mąż jak już miałam do metra  wsiadać, że teść zgodził się popilnować Ani, a ja mogę iść biegać. To się nazywa szczęście! Tak też zrobiłam.
Pod koniec treningu spotkałam męża, który prosił, żebym jak tylko wrócę do domu zadzwoniła do teściów, żeby mogli ją odprowadzić. Ale Ania wracać wcale nie chciała. Spokojnie mogliśmy umyć się i zjeść kolację.

Niedziela zapowiadała się równie burzliwie. Nie miałam pojęcia kiedy pójdę biegać, a w planach było długie wybieganie, więc około 2 godzin. Chciałam rano iść, ale niestety teść powiedział, że zajęty jest. No to wymyśliłam, że pójdę z Anią do kina. Szybko po wyjściu męża przygotowałam obiad (zupa groszkowa, lecsó), na którą zaprosiłam też teściów i poszłyśmy do kina. Miałyśmy wybór między "Mambo, Lula i piraci", a "Krudowie". Jak nigdy. Wybrałyśmy małpki, wydawały się bardziej adekwatne do wieku 4,5 lat.
Rozczarowałam się. Dla mnie było za głośno, a temat w ogóle nieprzystający do tak małych dzieci. Większość widowni miało dzieci 3-5 lat i nikt zadowolony nie wyszedł. Sam film nie był może i zły, ale odpowiedniejszy byłby dla wieku 10-12 lat. No bo co to za temat, gdzie robot atakuje i wywołuje wojnę? A i ten robot robi jeszcze pranie mózgu. Chyba to było najmniej zrozumiane.
Niby każda bajka opiera się na walce między złem a dobra, ale ta była jakaś dziwna. Wolę jednak opierające się na magii bajki niż na broni.
Poszłyśmy jeszcze na lody i kawkę do kawiarni. A po powrocie do domu zaprałam się za szafę. posprzątnęłam, poukładałam i powymieniałam zimowe rzeczy na letnie. Ania przez ten czas tańczyła balet, bo włączyłam muzykę poważną dla ukojenia nerwów po filmie. I dekorowała duży pokój. W kolorową bibułę.
Aż tu niespodziewanie zadzwoniła teść, że jak chcę to może przyjść i z Anią wyjść na podwórko. No pewnie, że chcę! Więc migusiem skończyłam szafę, powywieszałam pranie, dokończyłam zupę, eby Ania zjadła i przebrałam się w dresik. Szmignęłam spokojne 18 km w 1:50. Po powrocie to już już głodni czekali na mnie, bo jak jak ustalam z mężem, że obiad 16:30 to on oczywiście już od 15:00 przy garach czeka i narzeka, że głodny. Tak było i tym razem, bo wrócił wcześniej z uczelni. Ehhh, mężczyźni. Na szczęście teściowa zaradna, to chociaż zupę zjedli.
Tak oto minął mi weekend. I pracowicie i przyjemnie.

niedziela, 12 maja 2013

Długie wybieganie

Dobrze, że mam z kim biegać. Czasami brakuje motywacji. Dziś z koleżanką przebrnęłyśmy jakoś, bo strasznie się nie chciało

wtorek, 7 maja 2013

Rytmówki




Walka

Nadal walczę. Jest ciężko. Walczyć pewnie będę zawsze i trzeba się z tym pogodzić. Oczywiście tak samo jak są okresy wzmożonej intensywności treningowej tak samo będą odpusty w diecie. Nie ma chyba człowieka, który potrafiłby żyć w rygorze i w dyscyplinie non-stop.
Wczoraj nadmiarowo wpadło kilka rzeczy, ale odczuwałam już potworny głód i nie był to apetyt na pewno.Trening wzmaga apetyt i jestem ciągle głodna. Ale nie poddam się. Bieganie stało się częścią mnie, tak samo jak dieta. Zaznaczę tylko, że dla mnie dietkowanie nie jest celem w samym sobie. Poprzez dietę chcę osiągnąć swoją wymarzoną sylwetkę biegową.Chcę jeść wydajnie. Zaspokajać niezbędną i konieczną energię na potrzeby biegania. Nie odwrotnie. Nie biegam, żeby schudnąć.
Zmieniłam trochę dietę i jem mniej nabiału a więcej tłuszczu (zgodnie z wytycznymi książki Waga startowa). Nie jest to dieta zalecana dla wszystkich oczywiście, ale trenując regularnie zapotrzebowanie na tłuszcz jest inne niż w przypadku osób siedzących. I nie jest to tłuszcz zwierzęcy! O tym można zapomnieć! Chodzi o zdrowe tłuszcze. O osławione omega-3 i omega-6 (orzechy, ryby itd.), o tłuszcze roślinne (oliwa, sezam, lniane itp.). Wprowadzam też mięso do menu. Będzie okazjonalne, ale będzie. Nie w takiej ilości jak kiedyś jadałam, ale jest to lepszy sposób przyswajania białka niż same rośliny. Lepszy w sensie, że człowiek przyswaja 95% białka z mięsa, a z roślin tylko 70%. (Źródło: Waga startowa). Bez wątpienia lżej się biega nie jadając mięsa, ale uważam też, że w naszej strefie klimatycznej niejedzenie mięsa trochę mija się z celem. Czymś trzeba się ogrzać jak jest -30 stopni!
A moje zapotrzebowanie na kcal jest spore.Przykładowo w zeszłym tygodniu przebiegłam 69 km spalając przy tym 4.849 kcal (źródło: Gramin). W tym tygodniu planuję 50 km. Zobaczymy czy będę miała czas, bo w weekend mąż ma szkołę i nie wiem jak się zorganizuję z dzieckiem.

Przeraża mnie czerwiec, bo okazuje się, że w tydzień-tydzień będę miała starty:
01.06 - Piaseczyńska Piątka,
08.06 - Półmaraton Jurajski,
15.06 - Bieg Ursynowa (5km),
22.06 - GPW Warszawy (10 km),
29.06 - Sztafeta 5x5 na Stadionie Narodowym.

Dzisiejszy plan diety: