piątek, 4 listopada 2011

Praca czy hobby?

Należę do tych szczęśliwców, którzy lubią swoją pracę. Długo myślałam, że jest tak dlatego bo to jest moje hobby. Teraz myślę jednak, że tak nie jest. Ale mogę się mylić.

Lubię swoją pracę, ale jak wracam do domu nie koniecznie muszę się zajmować tym co w pracy. Mam też inne hobby, którym oddaję się poza pracą.



Ostatnio czytałam artykuł o ludziach, którzy wykonują zawodowo swoje hobby. Z wydźwięku artykułu wynika, że oni 24/7/365 nic innego nie robią. Nie jestem przekonana, czy to jest prawdziwe. Wręcz przeciwnie.
Ok, lubi to co robi, ale non-stop? Nic nie może być tak absorbujące, żeby robić to nieprzerwanie przez 30 lat!
Oczywiście wszystkie moje poglądy są poparte tylko na obserwacji samej siebie i bliskich mi osób.

Moje pasje

Bieganie.
Poświęcam jej tyle czasu na ile mnie stać. I nie przepełnia mi ono całego życia, choć gdybym podliczyła ile lat biegam wyszłoby  na to, że prawie pół życia! Nie do wiary!

Rysowanie.
Bardzo rzadko mi się zdarza aby znaleźć na to czas. Są to raczej okresy, za to bardzo satysfakcjonujące. Z rysowaniem jest tak, że muszę mieć pomysł  ("natchnienie"  - jak to woli). Niestety nie kończyłam żadnych kursów (choć się przymierzałam), więc moje rysowanie jest totalnie amatorskie. Uczę się z książek. Ale jak tylko będę miała więcej czasu, zapiszę się na jakiś kurs. Czasami moja amatorszczyzna jest moim ograniczeniem, a czasami wręcz przeciwnie.

Czytanie
Na to mam czas tylko jak jadę do pracy. I to tez nie zawsze czytam książki, czasami mam ochotę na coś "ogłupiającego". Ale to inna historia. nie jest tak źle, bo w tym roku zdążyłam już przeczytać 4 książki i właśnie jeszcze mam 3 na oku. Trudno mi jest znaleźć coś dobrego do czytania. Ostatnio w księgarniach sa populistyczne mało ambitne książki. No i chciałabym, czytać więcej książek po węgiersku. Niestety nie ma dostępu do nich, ale się rozglądam.

Dieta
Przez to moje odchudzanie zaczęłam się interesować dietetyką. Przyjrzałam się mojemu sposobowy odżywiania i obserwuję swoje ciało. Sporo się nauczyłam. Szkoda tylko, że tak późno. Więc teraz dieta (nie oznacza odchudzania!) jest też moja pasja, tak samo jak z nim związane gotowanie. Lubię gotować. Lubię też "ulepszać" przepisy,  improwizować w kuchni. Wychodzi różnie, ale zazwyczaj smacznie. Ulepszanie nie oznacza, że coś musi być niedietetyczne - wręcz przeciwnie. Obecnie na tym się skupiam w kuchni - żeby jeść wszystko, ale zdrowo.

Podsumowując: Uważam, że człowiek nie powinien ograniczać się tylko do jednej pasji. Czyni sobie tym krzywdę. Ogranicza rozwój umysłu i ducha.
Prawdą jest też, że każdy człowiek jest inny i ma inne potrzeby, więc jak ktoś się realizuje tylko w jednej pasji ... cóż jego wybór

poniedziałek, 25 lipca 2011

Projekt Praca

Od dziś rozpoczynam poszukiwania nowej pracy.

Znudziło mnie brak decyzyjności, olewanie pracowników niższego szczebla, brak organizacji, brak zarządzania organizacją , brak planowania.

Rozwój w mojej dziedzinie tutaj w zasadzie jest nie możliwy. Więc podjęłam decyzję o rozpoczynaniu poszukiwań. Nie spieszę się. Może to nawet potrwać rok. Nie szkodzi, ale chcę znaleźć moją wymarzona pracę z dobrym zarobkiem.

Jak to jak, oczywiści w gorącej wodzie kąpana, od razu powysyłam aplikację na różne oferty. A na chybcika poprawiłam CV. Teraz siedzę i poprawiał tak żeby było ładnie.

Już mam odzew, ale nie nastawiam się, bo to tylko Headhunter. W pisze mnie do bazy i będzie miała większą statystykę, a to, że według CV nie spełniam oczekiwań... trudno, ale główka jest! Poza tym wiem, że to tylko początki i jeszcze trochę musi upłynać czasu.



Chamstwo XXI wieku

Skąd się biorą tacy ludzie? Czy to jest brak wychowania? Czy wpływ środowiska i innych ludzi? A może zwykły egoizm rozpowszechniający się w obecnym wieku nie miłosiernie?
Dygresja: Egoizm naszego wieku wynika z wszechobecności mediów, któremu sprzyja rozwój technologiczny. Nie łudźmy się też, że technologia nie będzie się dalej rozwijać. Pytanie tylko jak media to wykorzystają. Bo co to tego, że media są winne nie mam wątpliwości. Bo kto rozpowszechnia różne poglądy na temat wyglądu i zachowania? Kto umacnia pogląd feminizmu, egoizmu i myśleniu o sobie? Kto wmawia nam, że szczęście tkwi w samorealizacji, wyglądzie supermodelki, rodzinie 2+2 (gdzie rodzice to mężczyzna+kobieta), łączenia rodziny z pracą itp.? Technologia i owszem umożliwia rozpowszechnianie, ale media są odpowiedzialne za błędne wykorzystanie.
Owszem sama z nich korzystam. Staram się jednak aby było ograniczone do minimum i do konkretnych celów (a nie bez celu).



Wracając do tematu opowiem pewną historię, która osobiście mnie zbulwersowała, i przeżywam ją do dziś.
Państwo X mają dwójkę dzieci - 6 lat i 2,5 lata. Pani X ma Ciocię w mieście nad morzem. Dość daleką (kuzynka ojca), z którą utrzymuje kontakty. Pewnego pięknego letniego dnia Pani X postanawia zadzwonić do Cioci i poinformować, że za 3 dni przyjeźdzają na tydzień. Ciocia się zgodziła, ale nie wiedziała co oznacza ta liczba mnoga, bo Pani X nie raczyła rozwinąć tematu - odłożyła słuchawkę tak szybko jak to było tylko możliwe. Z dziećmi?? Z mężem? Z dziećmi i mężem? no trudno, przyjęła, że we czwórkę będą. Drugie pytanie, na które nie dostała odpowiedzi to: o której będą? Dodam może jeszcze, że Ciocia mieszka z Wujkiem i z młodszym synem w 3 pokojowym mieszkaniu w bloku (ok. 70 m).
Więc Pani X raczyła zadzwonić w dniu wyjazdu. Po południu. Że będą wieczorem.
Przyjechali wieczorem i oto tak scena była udziałem Cioci, już od progu mieszkania (nie zdążyli nawet się przywitać i rozpakować):
- Ciocia! Ciocia! A my zostaniemy do czwartku!!! - konsternacja, bo to całe 5 dni więcej niż się umówili. Nie mówiąc już o tym, że Ciocia miała zaplanowanych gości od następnego dnia, wyjazd wakacyjny od kolejnego. Ale Państwo X nic nie mówią, tylko głupio się uśmiechają.
- Ciocia! A gdzie tu jest jakiś sklep nocny?? Chcieliśmy piwo kupić - to pan X od progu wita się z gospodarzami. Po uświadomieniu Państwa X, że kolacja przygotowana czeka, jednak z piwa rezygnują.
- O wódka!! Dla mnie - Pan X wchodząc do pokoju i spoglądając na butelkę z ... ginem.
- Ciociu! Gdzie tutaj jest jakiś nocny klub?? Chcemy iść na imprezę. - To Pani X podczas rozmowy przy kolacji. Po uświadomieniu przez Ciocie, że mają dwójkę dzieci, a ona nianią nie jest, przyjmują to do wiadomości i do końca pobytu nie idą na żadną imprezę.
Ale ... :
  • zanim dojada na plażę (około 30 minut jazda samochodem) Pan X wypija 3 puszki piwa. Codziennie,
  • Pani X wstając rano karmi siebie nie zważając na to, że dzieci już wstały i są głodne,
  • Palą przy dzieciach - na balkonie (bo Ciocia nie zgodziła się na palenie w mieszkaniu)
  • Pan X przyjeżdżając z plaży je kolacje i idzie spać... Nawet rąk nie mył. 
Przychodzi dzień ustalony przez telefon, kiedy powinni gospodarzy opuścić. Zostają bez słowa wyjaśnienia. Mijają kolejne dni. Aż w końcu przychodzi środa. Pakują się. Pan X sprząta samochód. Obiad gotowy, podany przez Ciocię i pech chciał, że Wujek się wtrącił, że na noc nie powinni jechać. Więc Pani X wstała od stołu bez słowa i wyszła do kuchni. Po dwa piwa oczywiście. Z uśmiechem na ustach po wypiciu piwa oznajmiła:
- W takim razie zostajemy do jutra. - żadne przepraszam, ani czy możemy. Po prostu. Zostajemy.
Następnego dnia, gdy już kolejny dzień Ciocia nie potrafi wyprościć gości, głosno do męża mówi:
- Dzisiaj muszę wyjechać po Y, bo do nas przyjeżdża na kilka dni. - Nie do końca była to prawda, bo Y miała przyjechać następnego dnia. Ale czy gospodyni nie przysługuje 1 dzień odpoczynku między gośćmi? Chociażby po to, żeby dkm ogarnąć?
Państwo X w końcu się zreflektowało i wyjechało.
I dobrze, bo jak później się okazało, mieli chrapkę na jeszcze 7 dni! (Urlop wzięli tak długi).

No cóż. Ja bym tak nie mogła. Ale podsumowując, czy nie mieli racji. No bo:
  1. Wikt za darmo,
  2. Nocleg za darmo,
  3. Plaża blisko.
Wakacje bezcenne. A, że gościnę wykorzystali chamsko, trudno - problem Cioci.

Żeby było jasne - potępiam takie postępowanie. Też byłam u tej Cioci w gościnie. Tylko, że:
  1. Uzgadnialiśmy termin już rok temu (odwiedziny staja się już tradycja rodzinną) ,
  2. Dokładaliśmy się do jedzenia,
  3. Gotowaliśmy obiad,
  4. Zabieraliśmy Ciocie na plażę
Jak żegnałam się z Ciocią, miała łzy w oczach, tak jej przykro było, że już wyjeżdżamy. Zresztą mnie też.

Wracając do chamstwa: uważam, że to wina Pana X. Na Panią X można bardzo łatwo wpłynąć. Pani X ma matkę mądrą i dobrą. Wychować jej nie potrafiła - niestety. Pana X rodzinę znam tylko ze słyszenia. Ale dobrej opini nie mam.
Konkluzja: Chamstwo jest wynikiem i braku wychowania i wpływów społecznych. Dopiero nakładając się na siebie dają efekcie zachowanie wyżej opisane.





niedziela, 1 maja 2011

Dieta

Zbierałam się do tego parę ładnych lat. Dokładnie to zbierałam kilogramy. Moja dieta polegałam na jedzeniu wszystkiego w dowolnych ilościach. Aż w końcu stwierdziłam, że mam dość ...

Osiągnęłam taką wagę, której się wstydzę. Próbowałam już sama stosować dietę, ale niestety mam za małą wiedzę. Wolę jak mam napisane czarno na białym co, kiedy i ile. Wtedy jest mi łatwiej się stosować.

Bo cóż z tego, że wiem, że powinnam jeść 1500 -1700 kcal?? Cóż z tego, że znalazłam jakiś jadłospis (w internecie jest ich trochę), który teoretycznie zawiera 1500 kcal dziennie, jak stosowanie go przez jakiś czas nic nie dało (1 miesiąc)? Myślę, że mój błąd polega na tym, że nie stosowałam się dokładnie.
Jak wróciliśmy ze świąt stwierdziłam, że muszę znaleźć pomoc specjalisty. Więc znalazłam najwygodniejszy dla mnie - przez Internet (http://diety.odwazsie.pl/index.php). Nie jestem w zaawansowanej fazie (3 dzień). Mogę stwierdzić tylko parę faktów:
  1. jest ciężko (nie mogę powiedzieć, że głodu nie czuję),
  2. mam lepsze samopoczucie :) - co jest fantastyczne!!!
I dobrze, taki efekt mnie zadowala. Ciekawa jestem, czy faktycznie będę chudła 1kg na tydzień, tak jak obiecywali w ofercie. Byłoby fajnie.
Logując się na pamiętniki odchudzania w serwisie ogarnia mnie przerażenie. Bardzo dużo jest młdych dziewczyn około 16-19 lat. Może ja miałam szczęście, ale w tym wieku nie odchudzałam się, Zastanawiam się, czy aby nie za wcześnie na takie odchudzanie? Przecież z tego zo tam widzę, te dziewczyny nie są wcale grubsze ode mnie w ich wieku!!
Tagi Technorati: ,

Majówka

W tym roku nigdzie nie wyjechaliśmy na majówkę. Ale wcale nie żałuję.

W ogóle do ostatniej chwili nie było wiadomo, czy mój mąż dostanie urlop na 2-go. Jeszcze musiał szefa błagać - pracoholik jeden (to jest jedyne słowo na niego co można opublikowac, które przychodzi mi do głowy). No bo co w końcu kurcze blade! Cały kraj idzie na urlop, a on jeden nie.

Już nie mówiąc o tym, że przez niego musieliśmy zupełnie inaczej zaplanować Święta Wielkanoce!! Bo sobie k.. prezentację w środę po świętach wymyślił. Oczywiście mój mąż miał go prowadzić!! To nic, że już pół roku wcześniej mówił mu, że chcemy święta połączyć z długim weekendem, bo zagranicę jedziemy,a on ku... łaskę robi!!
No ale ja nie o tym chciała, tylko o Majówce.
Nie żałuję, że nigdzie nie wyjechaliśmy, bo pogoda kiepska, a poza tym, jakoś majówka jest "przepełniona". Wszędzie mnóstwo ludzi i żadna przyjęmnosć z odpoczynku nie zostaje. A tak w mieście jest puściutko i cichutko:)
Więc odpoczywamy w domu. Dzisiaj całą trójką byliśmy na basenie, jutro trochę obowiązków a we wtorek może pojedziemy do skansenu w Sierpcu. Jak pogoda nam dopisze.
Obowiązki odkładam już jakiś czas. Nie musiałam na święta sprzątać bo byliśmy u moich rodziców, ale teraz już muszę. Bo już sama nie wytrzymam w tym bałaganie! Oczywiście trochę żartuję, ale tylko trochę.
Z tymi porządkami jest tak, że dopóki się nie zbiorę do nich - to ani rusz. A jak już zacznę to musi być strasznie dokładnie i do końca!! To moje przekleństwo. Może dlatego do nich nie mogę się zebrać.

Udało mi się dzisiaj w mojej szafie zrobić porządek. Uff! Ale jak pomyślę ile jeszcze mi zostało ubrań do wyprasowania i uprania to już mi jest nie dobrze... Muszę powiedzieć, że kiedyś lubiłam prasować. Chyba nadal lubię, ale ... jakoś nie mogę się do nich zebrać. Wogóle ostatnio nie mogę do niczego się zebrać. Strasznie tego nie lubię w sobie.



czwartek, 28 kwietnia 2011

Filozofia przyrody

Nigdy nie byłam orłem z fizyki... choć nie do końca jest to prawda. W podstawówce miałam same piątki z fizyki, a w szkolnym konkursie na całą szkołę zajęłam 2 miejsce z fizyki, więc chyba nie byłam najgorsza...



Ale szkoła średnie wyprowadziła mnie z błędu. Byłam totalną nogą z fizyki. Nic nie kumałam. Aż w końcy parę lat temu przyszła chęć nadrobienia zaległości z fizyki, a przede wszystkim zrozumienia.
Kolega doradził mi ksiażkę Wykłady z Fizyki Feymana. Właśnie ją czytam. Dosłownie czytam!! nie uczę się fizyki, tylko ją czytam, i jestem zachwycona!! Zaczynam rozumieć filozofię przyrody (tak Feyman nazywa fizykę). Nie chcę jej "umieć". Chcę na razie tylko zrozumieć. A jego książka jest pod tym względem fantastyczna.
Żałuję, że wszkole średniej nie na podstawie tej książki nas uczyli. Myślę, że zaoszczędziłby wiele frustracji. Książka wyjaśnia też czym jest fizyka, czy jak to woli filozowia przyrody. Bardziej podoba mi się drugie sformuowanie, według mnie bardziej oddaje charakter tej nauki.
Jak na razie czytam dopiero pierwszy tom. Są też ćwiczenia do tych wykładów, ale trochę się ich boję - że nie dam rady. Więc na razie tylko czytam... Może później poćwiczę?


wtorek, 26 kwietnia 2011

Córeczka mamusi

Właśnie wróciliśmy z wyprawy na Święta do mojego rodzinnego domu ... w Dunakeszi na Węgrzech. Jechaliśmy w tamta stronę 13,5 h. Mekka, ale było warto. Dawno nie byłam na święta u rodziców, więc tym bardziej chciałam jechać.



Ciekawa byłam też, jak moja córeczka wytrzyma jazdę i zareaguje na dziadków, których widuje bardzo rzadko.
Mam wspaniałą córkę!1 Jest poprostu fantastyczna, ale czasami mnie męczy i najchętniej bym się zaszyła w książce. Czy to jest normalne?
Na dziaków zareagowała bardzo dobrze, więc wszystkich zaskoczyła. Tańczyła, śpiewała, recytowała i wogóle była strasnie podekscytowana. Artystyczne zapędy chyba ma po mamie.
Była też moja siostra (zresztą oni z rodziną mieszkają 100 m od moich rodziców, więc jak nie miało jej być?) z synkiem Edim - 4,5 miesiąca. Anusia (moja córeczka 2,5 roku) była zafascynowana, zresztą ze wzajemnościa :) Śpiewała mu i tańczyła, a Edi patrzył w nią jak w obrazek - zapominała się ruszać i gaworzyć :)
Pogoda nam dopisała, w najcieplejszy dzień było 28 stopni!!! Więc mogliśmy chodzić na spacery, byliśmy w zoo. Ania pierwszy raz jeździła na kucyku. Była zachwycona!
W piątek wszyscy razem przygotowywaliśmy dekoracje na stół. Nawet mój mąż! Ania była przejęta.
Ale najlepsze było dla niej kontakt z kotami!! Coś prześmiesznego. Rodzice mają 2 koty - czarną Sophie i rudego Wiktorka. Wiktorek ma jakiś uraz do dzieci bo przed Anią uciekał. I w ogóle do domu nie wchodził jak ją widział lub słyszał!! Związku z czym przez cały tydzień go nie było. Sophie natomiast ze stoickim spokojem ją znosiła, dała się głaskać, ale też tylko dopóki ją nie zmęczyła Ania na tyle, że się podawała i uciekała na dwór.
Święta jak to święta, były ok. Trochę w niedzielę nam się pogoda zepsuła, ale daliśmy radę. Wracaliśmy wczoraj tylko 11,5 godziny. Różnica taka nam wyszła, bo mniej przystanków zrobiliśmy. Jakoś Ania też wytrzymała, głownie spala. Jak mama.
Zastanawiam się, czy mogłabym ją już w tym roku zostawić na tydzień z dziadkami? Nie wiem czy JA dam radę! Rozmawiałam na ten temat z moją mamą. Ona mówi, że jak my z siostrą pierwszy raz zostałyśmy same z babcią ja miała 3,5 Ola 2,5 latka. I to zostałyśmy około 2 miesięcy (na całe lato) w Warszawie. Rodzice zostali na Węgrzech, więc nawet nie było mowy o szybkim przyjedzie w razie czego. No, ale jednak byłyśmy we dwie.
Nie uważam, żeby jakoś szczególnie ta rozłąka na moją psychike wpłynęła. Zresztą potem co roku mama nas wysyłała do Warszawy na wakacje przez jakieś 6 lat. I miło wpominam pobyt u babci. Zresztą nie mogło być, źle jeśli zdecydowałam się studiować i zamieszkać w Warszawie.
Wygląda na to, że sama się przekonuję.


piątek, 8 kwietnia 2011

Prawda czy tragedia??

Nadchodzi rocznica bardzo ważna dla każdego prawdziwego Polaka. Cały Naród do tego się przygotowuje...

A ja myslę, że tylko media i politycy. Mnie takie obchody wogóle nie są potrzebne, wręcz przeciwne - są wypaczeniem.

Prawda jest taka, że był to wypadek. Nic innego. Wypadki się zdarzają. Codziennie. Codzienne na polskich drogach umierają ludzie. Statystycznie tyle ile zginęło w Smoleńsku.

Ja nie odmiawiam członkom rodzin żałoby. To oczywiście jest tragedia i nikomu nie życzę, żeby czegoś takiego przeżywał. Ale czy warto z tego robić taka aferę narodową medialno-polityczną? Bo obecna sytuacja bezsensu interpretacji zdarzenia głównie zawdzięczamy mediom, które jak zwykle przypisują takim katastrofom znaczenia, których nie ma. Statystycznie rzecz biorąc co chwila powinien spadać jakiś samolot. Tak wynika z prawdopodobieństwa niezawodności technologii i ludzi.

Ja tę rocznicę nie obchodzę. Nie dlatego, że Kaczyński tam zginął. Zginęła tam też osoba, którą bardziej szanuję niż pana prezydenta  (jako człowieka i polityka). Rocznicę nie obochę z tego względu, że nie obchodzę także rocznicę innych wypadków - czasami tragiczniejszych w skutkach. Jakbyśmy, my Polacy, chcieli upamiętnić wszystkie nasze tragedie i katastrofy nie starczyłoby nam dni w roku.

Może moje poglądy wynikają z bardziej obiektywnego spojrzenia na polskość, bo jestem także węgierką. Ja jednak lubię o sobie myśleć, że jestem Europejką. I nie podoba mi się to co się dzieje wokoło smoleńska. Byłam zadowolona z braku reakcji Tuska na raport MAK. Myślę, że nawet byłoby lepiej gdyby nie przyjechał z Alp. Ja nie widziałam takiej potrzeby. Natomiast ostatnie jego wypowiedzi wprowadzają mnie w konsternację. Bo odbieram to jako wypowiedzi spóźnione i jako takie - populistyczne. Kampania wyborcza się zaczęła...



niedziela, 3 kwietnia 2011

Kobiety a równouprawnienie w państwie polskim

Zacznę od tego, że nie jestem feministką. Przynajmniej się za taką nie uważam.
Nie wspomnę o tym, że w Polsce nie istnieje równouprawnienie. Nie chodzi mi o relacje damsko-męskie, lecz o relacje społeczne, politykę, naukę.

Bo jak można mówić o równo uprawnieniu w polityce, jeżeli ustawa musi gwarantować, że 30% na  listach muszą być kobiety?? Jak dla mnie to powinno być oczywiste. Powiem więcej, powinno być 50/50 i to nie z przymusu, a z kompetencji. Mówią, że nie ma tyle kobiet w polityce. Ale ja nie wierzę. Uważam, że nie ma tyle, bo kobiety, w przeciwieństwie do mężczyzn, nie pchają się na siłę, nie rozpychają się za wszelką cenę i wolą być kompetentne i pracować gdzieś prywatnie, gdzie je docenią, niż dostać się do sejmu,

Albo to - ciąża to choroba, więc przez specjalną ustawę dla kobiet trzeba regulować co może kobieta, a czego nie w ciąży. Spójrzmy na przykład na mnie (:)) Informatyk (a ścieśle rzec biorąc programista). Według ustawy kobieta w ciąży nie może siedzieć więcej niż 4 godziny przed komputerem. To co k... ma robić programista?? Owszem, rozumiem, że kiedyś to chroniło przedewszystkim zdrowie kobiety tj. oczy - bo monitory były kiepskie. Ale teraz?? Przecież więszkość pracuje na laptopie lub przy płaskim monitorze - taki ekran mniej szkodzi niż powietrze miasta w którym kobieta żyje!!

Już nie mówiąc o tym, że co ma zrobić pracodawca z takim pracownikiem. Kawę ma roznosić? I kanapki? Bo przecież większość biurowych prac jest przy komputerze. A może ma po 4 godzina do domu puścić?? Ja bym się na takiego pracodawcę obraziła - co ja chora jestem, że nie mogę pracować??

A o nadużyciach ustawy dla kobiet w ciąży i młodych matek już nie wspomnę. Tak, tak - my kobiety bez szczelnie je nadużywamy i pomagają nam w tym lekarze. Więc nie dziwię się, że pracodawcy nie chcą (nie lubią) zatrudniać młode kobiety - jeszcze bezdzietne.

A po macierzyńskim - to już inna bajka. Też nie jest lepiej. 1 tydzień tacierzyńskiego 20 tygodni macierzyńskiego. Równouprawnienie - chachacha.

Wiem, że panowie się i tak nie garną. Ale to już inna sprawa.

Kobiecie jest trudno wrócić - nie dość, że dylemat ma, to brak pomocy ze strony państwa i pracodawcy. Brakuje żłobków publicznych, brakuje przy zakładach pracy, nie ma wsparcia opiekunki/żłobka prywatnego dla osób,które już się na coś takiego decydują. Uważam, że jak państwo nie dało rady z założeniem odpowiedniej ilości żłobków państwowych. to powinien zwracać (lub powinna być możliwość odpisania od podatku) koszt włożony w płatną formę opieki. Przecież taka mama idąc do pracy płaci podatki, składki ZUS, emerytalne itd. A taka co nie wraca, to państwo nic z tego nie ma. Pewnie się narażę na mamy, które nie pracują zawodowo, ale na usprawiedliwienie dodam, że taka mam też powinna dostać pensję od państwa. Za pracę wykonywaną w domu. Bo to też praca.



piątek, 1 kwietnia 2011

1Q84 - Haruki Murakami

W środę kupiłam Drugi Tom książki Haruki Murakami 1Q84. Zaczęłam ją czytać w drodze do pracy.
Nie wszyscy lubią styl i wyobraźnię Murakami.
Jest specyficzna, ale go lubię.

Moja "przygoda" z Murakami zaczęła się od książki "Kafka nad morzem". Byłam pod wrażeniem stylu i wyobraźni. Pierwszy raz czytałam taką "dziwną" powieść. Przeplatanie rzeczywistości z wyobraźnią. Naprawdę świetne. nigdy nie wiadomo czy to rzeczywistość czy wyobraźnia.
W dzisiejszych czasach trudno jest znaleźć ciekawą książkę . Same "Bestsellery". Prawie wszystko jest pisane na jedno kopyto - oby tylko się sprzedało. Wiadomo, sprawdzony scenariusz zawsze się sprzeda.Kupując kolejną książkę Murakami bałam się, że się rozczaruję. Na szczęście żadna kolejna książka, którą przeczytałam, nie rozczarowała mnie. A 2-go tomu "1Q84" nie mogłam się doczekać.Po pierwszym tomie czułam niedosyt. I chyba to jest dobra recenzja dla książki.
Oczywiście nie jest tak, że tylko Murakami współcześnie pisze dobre powieści. Podoba mi się też Paul Coelho. Niestety nie wszystkie jego dzieła. Niektóre czytałam z zapartym tchem ("Weronika postanawia umrzeć", "Być jak płynąca rzeka"), ale zdarzyło się, że nie mogłam w ogóle przebrnąć przez inną ("Zahir").  Lubie też Carlos'a Ruiz'a Zafón'a, choć czytałam tylko jedną jego powieść ("Cień wiatru").
Jest mi trudno znaleźć dobrą literaturę. Zarówno polską, węgierską jak i światową. Wszędzie się wdziera popkultura.
Jak na razie na Murakami się nie zawiodłam i każdą kolejną książkę czytam z ciekawością.


wtorek, 29 marca 2011

Trochę o ludziskach

Dziś w pracy znowu nie ciekawie. Dlaczego są zatrudnieni ludzie nie kompetentni i to na stanowiskach kierowniczych? Czym sobie na to zasłużyli? Niewiedzą?
Swoją drogą, w takich wielkich firmach (o korzeniach w PRL) zawsze ważniejsze było kumoterstwo, nepotyzm i nieróbstwo. Tyle zdążyłam przez 1,5 roku pracy zauważyć. Jak na razie nie daję się :) To znaczy nadal chce mi się to zmieniać... mimo wszystko. Mam nadzieję, że kiedyś Prezesi zauważą, że kompetencja i wiedza bardziej służą firmie niż powiązania i znajomości. Choć wątpię ... podobnie jest w polityce.

Jako informatyk jestem za wprowadzeniem narzędzi ułatwiających pracę. Owszem, to spowoduje, że robota. która jest robiona w tej chwili przez 3 osoby, będzie można zredukować do jednej. Tylko ludzie myślą, że to wiąże się ze zwolnieniami (nawet kierownicy). A tak wcale nie musi być. Te 2 osoby można po prostu przydzielić do zadań, które do tej pory były zaniedbywane, bo nie było czasu. Ale nie wieżę, żeby myślenie Dyrektorów/Prezesów i Kierowników w tej sprawie zmieniło się w najbliższym czasie... Przynajmniej tych starej daty. Bardzo nad tym ubolewam, bo widzę jak pracę w wdrożenie nowego systemu marnuje się przez niewiedzę, krótkowzroczność i brak chęci zmiany oraz rozwoju. (A najbardziej mnie dziwi to, że to są młode!! i wykształcone osoby!!! - te niemające chęci rozwoju)Przez to pieniądze wydawane na nowoczesne technologie są wyrzucane w błoto. A są to niemałe pieniądze.