Nie miałam problemów z wprowadzeniem aktywności do mojej codzienności, gdyż dzięki mądrości moim rodzicom od dziecka miałam je w pojone i zawsze się ruszałam. Raz więcej raz mniej, ale sprawiało mnie to przyjemność.
Jak już zaczęłam swoją przygodę, moim głównym postanowieniem było, że to nie jest na chwile, tylko na zawsze. Że ja nie chcę się tylko odchudzić, ale chcę się nauczyć jak być zdrową. Bycie "fit" (co teraz jest bardzo modne) nie oznacza, że jest się nim na chwilę. Jest to ciągła walka ze swoimi słabościami, zachciankami i lenistwem. Walka ta raz jest wygrana raz przegrana, ale trwa ciągle.
Podsumowując miesiąc wrzesień nie był ani wygrany ani przegrany. Miałam mnóstwo świetnych wyników, jak rekordy w biegach ( Rekord życiowy na półmaratonie , rekord sezonu na 5 km), lecz walka z wagą jest przegrana.
Przejrzałam moje zapiski wagowe z ostatnich dwóch lat. Wynika z nich, że w stosunku do zeszłego roku przybyło mnie 2 kg. Niby w normie, ale jedna mam niesmak.
Tak więc nowy miesiąc i nowe plany
Rezygnacja nie wchodzi w grę. Plan treningowy jest prosty:Zaplanowałam 120 km na ten miesiąc. We wrześniu zabrakło mi 10 km do zaplanowanych 160 km, tak więc październiku mam nadzieję to nadrobić.Wiem, że z realizacją większych problemów nie będę miała, chyba, że zdrowie zacznie szwankować (tfu, tfu, tfu), czego oczywiście zaplanować nie można.
Gorzej z dietą. Tu mam duże problemy. Zasady znam, a realizacji mi brak. Z jednej strony chcę osiągnąć swój cel, z drugiej chciałabym mieć jakieś przyjemności z życia. Jak to z bilansować? Na początek proste 3 kroki będę realizować:
- Dieta 1500-1700 kcal
- Pić dużo wody, herbaty owocowej/ziołowej,
- Nie jeść na kolację pieczywa (czyt. kanapki).
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz